Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— O bogatym zięciu bardzo wiele mówią, — wtrącił znowu ajent.
Bankier na to nic nie odpowiedział, tylko się zamyślił.
— Ale ja mam tu coś ważnego w tej sprawie — rzekł ajent cichym głosem.
Warner założył okulary i wypatrzył się na ajenta.
— Gdym nocował w Kadziejewie — mówił dalej ajent — znalazłem szkatułkę z papierami po... po...
— No.... po.... po.... — rzekł bankier z niecierpliwością.
— Po nie... nie... nieboszczyku Górnickim — dokończył ajent i zbladł znacznie na twarzy.
Bankier nie patrzał w tej chwili na ajenta, tylko czem prędzej wziął mu z rąk papiery. Z gorączkowym wyrazem na twarzy przebiegał je, a skończywszy przegląd, przybrał wyraz obojętności, zadzwonił na kawę i rzekł do ajenta:
— To są «drobne interesa», a ty wiesz, że już od dawna ich nie prowadzę.
— Te «drobne interesa» mogą jednak dopomódz do wielkich.
— To prawda... ale... nie mam ochoty do tego.
— Górnicki zarządzał majątkiem margrabiego. Pan kupując od niego Mogiły, kupiłeś oraz wszelkie jego pretensje.
— Tak jest... ale...
— Między temi papierami są kwity margrabiego, które brzmią: «Od pana Górnickiego wziąłem dwa tysiące dukatów, co stwierdzam moim podpisem.» To są prawomocne skrypta długu...
— Mówiłeś, że to są kwity... kwity z oddanych pieniędzy z zarządu dóbr.
— Ja tego nie mówię... i sąd tak nie powie.
I obaj zajrzeli sobie głęboko w oczy.
— Ktoś przecież upomni się o tę szkatułkę — rzekł po chwili namiestnik «Goliata».
— Nikt się nie upomni, bo w tej szkatułce były jeszcze papiery, które wielom ze szlachty nie byłyby na rękę...
Warner przejrzał je szybko i rzekł:
— Przed trzema laty byłyby te papiery co znaczyły, ale teraz są do niczego.
— Przecież...

— Ale interes jest zawsze... «drobny interes» — dodał szybko negocjant, przyciskając papiery żelaznym lwem, bo właśnie na kręconych schodach pojawił się służący z kawą.