dziejowi, a nie wiedząc, do kogo ona należy, wziąłeś pan z sobą. Tak mówili ci, co to widzieli.
Dosadziwszy tym sposobem ajentowi, że dając mu wóz i przewóz, trochę w końcu niby zagroził, rozparł się z dumą na stołku, wielce uradowany dyplomatycznym swoim talentem. Uczynił on podobnie jak lekarz, który dając choremu na poty, domięszał także lekarstwa na powstrzymanie gorączki z obawy, aby zanadto wielkich potów nie sprowadził. Ale jak owemu ostrożnemu lekarzowi ta nienaturalna mikstura wcale inny skutek okaże, jakiej się był spodziewał, tak samo stało się naszemu nieszczęśliwemu dyplomacie, który tym razem jak najhaniebniej oszukany został we wszystkich swoich rachubach. Link bowiem zerwał się z łóżka, na którem dotąd siedział, i tak nagle wrzasnął nad uchem mieszczanina, że mu nagle tysiąc dzwonów zadzwoniło:
— Kto mnie widział! he! powiedz pan zaraz, kto mnie widział! Ja z złodziejami?...
Wojna uznał za rzecz konieczną, wystąpić teraz w właściwej swojej barwie. Zrzuciwszy więc obłudną maskę, najerzył wąsy, podgarnął czuprynę i krzyknął mu w odwet w lewe ucho;
— Linku, oddaj coś ukradł, widziałem cię i basta!
— Ja ukradł?... ty śmiesz... ty kołtunie...
— Złodzieju! wara! — krzyknął mieszczanin, podnosząc się ze stołka z tem zaufaniem, że po zerwanych dyplomatycznych stosunkach tylko groźną demonstracją może pozycję uratować.
Ale co się dalej z nim stało, tego nie mógł sobie przypomnieć. Wiedział tylko, że się nagle twarzą do drzwi obrócił, czołem zamiast ręką je otworzył, a gdy do siebie nieco przyszedł, zdawało mu się, że go zamieniono w zwierzę czworonożne, bo nie stał jak człowiek na dwóch nogach, ale i rękami się podpierał. Było to prawdziwe arcydzieło Linka, który w dziwnym jakimś paroksyzmie tyle siły i zręczności rozwinął.
Bądź co bądź, należało najpierwej uratować godność człowieczą. Mieszczanin podniósł się z ziemi i stanął na dwóch nogach. Potem obejrzał się, a nasunąwszy czapkę na uszy, rzekł do siebie:
— Ziem zrobił. Demonstracja była przedwczesną. Potrzeba było rzecz całą przeprowadzić dyplomatycznie. Ale człowiekowi nie stało cierpliwości, aby dłużej grać komedję. Zresztą są fizjonomie, do których nie można mówić spokojnie. Ręka swędzi w kieszeni, jakby djabeł po niej drapał.
Mówiąc to do siebie, postawił jedną nogę na schód, po-
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/144
Wygląd
Ta strona została przepisana.