— Warnera? — powtórzył Jerzy, a mniemana odwaga jego opuściła go do szczętu.
— Mam kilka weksli na ten dom — odpowiedział hrabia Leon, zarzucając szkocki szal na ramię.
Jerzy przyszedł do siebie. Podejrzenia jego poczęły upadać. Mimo to nie mógł się pozbyć pewnej obawy, jaką czuł przed tym człowiekiem, a nie miał dosyć siły, aby się od niego oderwać. Kilka słów konwencjonalnej grzeczności i podziękowania nie uwolniło go bynajmniej od tego zagadkowego demona, który z każdą chwilą zdawał się brać górę nad nieszczęśliwym marzycielem.
Rad nie rad musiał przystać na propozycję hrabiego, począł jednak w głowie układać plany, jakiemi drogami oddali się w mieście od siwego towarzysza, aby w zupełnej tajemnicy wykonać zlecenie panny Janiny.
W tej chwili odkrząknął ktoś silnie za drzwiami. W progu ukazała się mała, czarna fajeczka, a za nią uśmiechająca się twarz poczciwego majora.
— A! pan major! — krzyknął uradowany Jerzy, widząc w przybyłym swego sprzymierzeńca.
Ujrzawszy hrabiego Leona, zmięszał się trochę poczciwy weteran i dosyć niezgrabnie ukrył jakieś opieczętowane pismo za szerokie kresy białego kapelusza.
Po wzajemnem przywitaniu, rzekł major, ukrywając starannie pismo za kapeluszem:
— Mając rano interesik do miasta, wstąpiłem do pana, aby mu najprzód dzień dobry powiedzieć, a potem po wczorajszem zebraniu zapytać coś de politicis. Pan hrabia zapewne wiele nowości przywiózł ze sobą.
— Polityka według mnie — odparł hrabia — jest to najniewdzięczniejsza zabawka. Przy końcu gry okazuje się, żeśmy nic a nic nie wiedzieli!
— A przecież z dzisiejszych słów ministra angielskiego można wnosić na blizką jakąś zmianę...
— To są frazesy, panie majorze, i nic więcej.
— Pan, jak widzę, masz dziwną missję odbierania wszelkich złudzeń — wtrącił Jerzy, zbliżając się do swego sprzymierzeńca.
— Ach, złudzenia! złudzenia są naszą chorobą narodową — odparł krótko hrabia Leon.
— Zdaje mi się, że dzisiejszy stosunek Francji z Hiszpanią nie jest bynajmniej złudzeniem, z którego można sobie wróżyć korzystną zmianę... — wtrącił nieśmiało major.
— To pewnie mówi jakaś gazeta w interesie akcjonarjuszów przedsiębiorstwa, którego akcje dostała od niego al pari — odparł hrabia Leon.
Strona:Zacharjasiewicz - Na kresach.djvu/126
Wygląd
Ta strona została przepisana.