Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szanéj szali leżały jedyne i najdroższe pamiątki człowieka?
Gdyby wraz z tą okruszyną złota mogły widocznie ciążyć wszystkie jéj dzieje i wspomnienia, które się do niéj przywiązywały... gdyby dołączyły się do tego łzy, które nie raz to złoto skrapiały... ileż c,tnarów potrzebaby było położyć na drugą szalkę, aby ten drogi ciężar zrównoważyć mogły?...
— To nie warte więcéj jak piędziesiąt złotych! odparł żyd spokojnie.
— Zlitujcie się! Ja bym tego innym razem nie dał za tysiąc! zawołał Bernard w rozpaczy.
— No, ja tego nie widzę, co tysiąc złotych warte!... Może pan to widzi! To co innego!
Bernard odpiął łańcuszek od zegarka i rzucił żydowi na stół.
— No, to tak razem dam sto złotych! odpowiedział żyd oglądając łańcuszek.
Bernard chwycił sto złotych i wyszedł na ulicę. Za półgodziny był już na poddaszu.
— Dla czego, waćpan tak prędko biegłeś, zawołała szambelanowa, aż zbladłeś ze znużenia!
W milczeniu położył Bernard sto złotych na stole. Na Terenię spojrzał z rozrzewnieniem.
W téj chwili nie wiedział, który z tych grzechów