Strona:Zacharjasiewicz - Milion na poddaszu.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bo Terenia nie tylko więcej się nauczy, ale nawet na wypadek mojéj śmierci nie będzie w kłopocie, jak sobie na kawałek chleba zarobić. Ludzie często różne koleje losu przechodzą. Ot i ja byłam kiedyś bogatą, mieszkałam w pałacach, a dzisiaj na poddaszu. Wprawdzie pałace szczęścia nie dają, ale i na poddaszu nie przyjdzie ono samo z siebie, tylko trzeba sobie na nie gorżko zarobić!
Bernard z coraz większem rozrzewnieniem patrzał przed siebie. Wstydził się dawnych podejrzeń, widział, że tak niesprawiedliwie posądzał ludzi najzacniejszych w świecie, że mogą mieć jakieś niedobre cele życia!...
— Otóż widzisz waćpan, mówiła daléj szambelanowa, pierwszy wkład w naukę Tereni już nam się zaczyna wracać. Od czasu do czasu sprzeda się taki jeden obrazek, a za to jest nie tylko czém nauczyciela od rysunków zapłacić, ale nawet wystarczy na nauczyciela historyi... Otóż tak rybeńko powinni biedni robić!
— Jak to, zawołał Bernard, któremu łzy w oczach stanęły, ten obraz pójdzie na sprzedaż?
— Tak jest, na sprzedaż! odpowiedziała krótko szambelanowa — a waćpan zajmiesz się tą sprzedażą!
— Bernard spojrzał na Terenię. Terenia patrzała w téj chwili na niego. W jéj czarnych oczkach był jakiś wyraz, jakiego tam jeszcze nie widział. Było tam