Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z dużemi złotemi guzikami. Pudrowana peruka odsłaniała wysokie pomarszczone czoło. Twarz miał wyrazistą, nacechowaną niepowszedniemi myślami.
— Wszystko to, mości wojewodo — kontynuował dalej rozmowę — co mi mówisz o jegomości panu Januszu Korwinie, jest mi już znane od jegomości pana Seweryna Rzewuskiego. Jakkolwiek, wojewodo, nie zgadzasz się z naszem zapatrywaniem się na sprawy Rzeczypospolitej, wielką jednak okazujesz abnegacyę swoich własnych przekonań, dając mi tak pożyteczne rady. Nasze usiłowania, jakkolwiek odmienne, powinny schodzić się w jednym punkcie, a tym punktem jest dobro Rzeczypospolitej... Sądzisz więc, mości wojewodo, że jegomość pan Janusz Korwin byłby wielce nam pożytecznym, jako prywatny ajent w Wiedniu?
— Tak jest odparł wojewoda — ale trzeba, aby zaraz jutro, pojutrze udał się na swoje stanowisko...
— Ba, ale słodkie nadzieje Hymenu, jak słyszałem, mogą go dłużej tutaj zatrzymać.
— Żaden z Korwinów nie kładł osobistych nadziei przed nadzieją przysłużenia się Rzeczypospolitej...
— Więc dobrze, przyprowadź go, mości wojewodo, tutaj — pomówię z nim.
Wojewoda odszedł do Janusza, który właśnie z Atalią rozmawiał o planach najbliższej przyszłości.