Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X

Podczas, gdy jeden narzeczony z pierścionkiem na palcu, pijany szczęściem, z wesołą drużyną do gospody powracał, drugi narzeczony niemniej był szczęśliwy, jak to po jego twarzy i oczach jasno było widać.
Jegomość pan Janusz siedział bowiem koło Atali i wpatrywał się uradowany w jej prześliczne warkocze, któremi trzy razy opasała swoją główkę. Oczy jej z pewną goryczą patrzały na wojewodzica, który bawił się z panią Taidą.
Janusz rozmawiał o swojem szczęściu. Rzucił kilka zarysów szczęśliwej przyszłości. Mówił o górach rodzinnych, o rozległych włościach swoich, o ładnym pałacyku, który jeszcze upiększy, aby godnie mógł w swoje komnaty przyjąć najdroższy skarb jego, jakim w tej chwili była Atalia.
Atalia wypytywała się z całą pieszczotą narzeczonej, jak wyglądają te dzikie góry na stoku Tatrów i Karpat, których jeszcze nigdy w życiu nie widziała, a o których miała wyobrażenie, że z nich bardzo blizko jest do nieba...
Janusz z uśmiechem szczęścia przyrzekał jej to niebo, gdy z nim razem tan zamieszka...
Wiadomość o szczęściu pana Janusza Korwina rozeszła się między gości. Znajomi przychodzili do