Przejdź do zawartości

Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/163

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czarny Mucek, który dotąd wył po całych nocach, zaczął znowu wesoło naszczekiwać, jakby coś dobrego przeczuwał.

XXI

Szucki patrzał właśnie oknem na pierwsze trawki, które z pod uchodzącego śniegu zaczęły się wydobywać, gdy przed ganek zajechała mała kałamaszka. W kałamaszce siedział jakiś niemłody już człowiek o szpakowatych włosach.
Nim jeszcze Szucki od okna zdążył odstąpić, otworzyły się drzwi, a szpakowaty jegomość stał już przed nim.
— Jestem Sebastyan Orkisz — rzekł kłaniając się nizko — zarządzam majątkiem jaśnie wielmożnego pana Korwina i dostojnej siostry jego...
Szucki z gorączkową niecierpliwością spojrzał na przybyłego. Miał on twarz słodko uśmiechniętą, oczka małe przedłużały się jak u kota, krótkie palce chwytały niespokojnie za frenzle pasa. Po małej pauzie mówił dalej:
— Jestem zarządcą, a właściwie plenipotentem i dlatego stoję w relacyi z rodziną jaśnie wielmożnych państwa Korwinów...
— Czy masz waszmość jaką wiadomość dla mnie od jejmość panny Krystyny? — zapytał Szucki niecierpliwie.