Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dlatego tylko, aby więcej wziąć... On gra wielką grę i kto wie, czy w zaborze austryackim nie będzie nami rządził?...
— Czy tak waszmość sądzisz? — zapytał z uśmiechem ironicznym starosta i gorąco ścisnął za rękę towarzysza.
Teraz wszedł do antyszambry szlachcic kulawy. Za nim nieśmiało, z przykrem na twarzy uczuciem, ukazał się na progu Szucki. Wszyscy spojrzeli na kulawego szlachcica, który tak był swobodnym, jak we własnym domu.
Rozśmiał się głośno, aż się Niemcy przestraszyli, i rzekł do Szuckiego tubalnym głosem swoim:
— Otóż ich masz dwa tuziny! Wkrótce obaczysz i Korwina. Patrz, jacy to tam wytrefieni pod oknem stoją. Wszystko to wyciąga rękę po chapówkę. I ręczę ci, bracie, że taki trefniś prędzej dostanie tysiąc czerwonych złotych, niż który z nas jednego holendra ułowi... I do tego jeszcze powie, że jest patryotą, a człek, jak zwierzę, sprzedaje się.
Starosta i towarzysz jego spojrzeli po sobie i odsunęli się od kulawego szlachcica jak najdalej.
Kulawy szlachcic podkręcił sumiaste wąsy, splunął głośno, aż się szyby zatrzęsły i prawił dalej:
— Ja bo nic nie chcę, tylko dziesięć dukatów na drogę. I tych nie mogę wyżebrać. A jeszcze do tego nazywają człowieka pogardliwie jurgieltnikiem, zdrajcą i odstępcą!... Słuchaj, panie bracie, jeżeli kie-