Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.2.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sem nie rozcięły ani traktaty sąsiednich mocarstw, ani Sejmów niedołężne uchwały, ani manifesty królewskie. Żołnierz obcy, czy to w zielonym, czy w białym, czy w granatowym mundurze, stojący na ziemiach polskich, był podobny do drobnego pyłku, który wpadłszy do wody, bynajmniej jej barwy ani przezroczystości nie zmienia. Pływa on oddzielnie od obcego mu żywiołu, bo w nim się nigdy nie rozpłynie, bo go żywioł ten w siebie nie przyjmie.
To też ziemie polskie, zwane zakordonowemi, nie zmieniły bynajmniej swojej fizyognomii. Osobliwie część Małopolski i Czerwona Ruś nie zmieniły pod zaborem austryackim żadnej z cech polskich. Jeżeli gdzie ujrzano żołnierza w białym mundurze i czarnych kamaszach, to uważano go za przybyłego cudzoziemca, któremu gościnność się należy. Żołnierz ten nie przyszedł, jako zdobywca, po stosach trupów i popiołach spalonych miast, ale przyszedł jakoś cicho i niewidocznie, przyszedł, gdy wszyscy spali i jego przyjściu bynajmniej się nie sprzeciwiali. A gdy spostrzegli, że się zaczął, jak w domu własnym, rozgaszczać, ustąpili mu kąta, czekając, co dalej z tego będzie.
Takie mniej więcej było pierwsze wrażenie okupacyi kraju przez Austryę.
Możnaby to wziąć za apatyę, za bezwładność rozprzęgającego się państwa.
Byłoby to zdanie mylne. Gdy się jakie pań-