Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w której prócz starościny i Krystyny, nie było już nikogo. Kobiety bowiem fraucymeru widząc, że rozmowa starościny dotykać zaczyna rzeczy poufniejszych, wyniosły się jedna za drugą cicho, na palcach. Został tylko śpiący nad sofą Endymion, ospały i widocznie znudzony. Czas przy zegarze wrzaskliwym, Kupidyny z łukami i Cerber, stojący z widoczną indygnacyą przy drzwiach...
— Nie, to być nie może! — żywo chodząc po komnacie, zawołała starościna — to być nie może! Ty nie możesz wejść razem ze mną na pokoje wojewody! Coby Branicka i kasztelanowa powiedziały? Miałyby pewnie cały tydzień do mówienia! A co najgorsza, nasze plany spełzłyby może na niczem.
— Ja żadnych planów nie mam — rzekła z dumą Krystyna i wyprostowała się.
— Jak to? Czyż tak świetna zdobycz, jaką jest pan wojewodzic, poufny króla...
— Którego tylko... okrągłemi ramionami ułowić mogę! — z ironicznym śmiechem dokończyła Krystyna.
— Czemsiś zawsze się łowi — a czem, oto świat nie pyta, jeżeli są dobre rezultaty. Możesz użyć innych sposobów, jeżeli je uznasz za potrzebne. Zostawiam ci w tem zupełnie wolną rękę!
Przelotny rumieniec okrasił twarz Krystyny. Postąpiła z dumą kilka kroków naprzód, jakby chcia-