Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szucki milczał. Oddychał głęboko, jak człowiek, który mocno cierpi. Pan Kasper mówił dalej:
— Moja rada jest taka: Spokojnie wytrwać do jutra. Jutro pójdziesz do imcipana Janusza, brata Krystyny. Tam rozmówisz się z nim, a może i pannę Krystynę obaczysz. Dowiesz się coś i do tego się zastosujesz. Być może, że panna Krystyna, która widocznie miała afekt do ciebie, przez trzy lata zupełnie o tobie zapomniała! Dzieje się to często u kobiet. A zresztą w takich razach nie trzeba w gospodzie „pod Złotą Wiechą“ myśleć o afektach, ale trzeba się zbliżyć do panny, a samo zbliżenie się do domu już nam okaże, czy z tej mąki będzie chleb czy nie... Ręczę ci, gdy ujrzysz pokoje i splendor pański, w jakim ona żyje i siebie potem w szarym kubraku do niej przyrównasz, to wstyd ci będzie, że mogło się w głowie twojej coś podobnego uroić. Spluniesz, przeżegnasz się, jak od złego ducha i odjedziesz siać owies w górskiej zagrodzie!
Nad temi słowami długo myślał Szucki. Ochłodziły one nieco zapał jego. Po chwili zmarszczył czoło i rzekł:
— Gdybym wiedział, że panna Krystyna o mnie już wcale nie pamięta...
— Byłoby to wielkiem szczęściem dla ciebie!
— W przeciwnym razie... wyzwałbym do walki wszystkich dyabłów z piekła!
Rzekłszy to, podniósł groźnie wyschłe ręce do