Strona:Zacharjasiewicz - Chleb bez soli t.1.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Cały czerwony, jakby był blizkim apopleksyi, wypadł na ulicę, nie mogąc jeszcze sobie z tego wszystkiego zdać sprawy, czego przed chwilą doznał. Wiedział tylko, że był blizkim rozpaczy, że coś zrobić należało, coby tę niefortunną sprawę raz na zawsze zakończyło. Coby to jednak było, o tem jeszcze nie wiedział.
W tej chwili przemówił do niego człowiek, którego widział w izbie gospodniej pod Złotą Wiechą, a o którym wiedział, że jest palestrantem z zawodu. Palestrant widocznie czekał na niego. Powiedział mu kilka słów, których wprawdzie nie rozumiał, ale które właśnie dlatego uderzyły go niespodzianie.
W podobnem usposobieniu, w jakiem był Szucki, przybiera wszystko inne, wyjątkowe znaczenie. Tonącemu na pełnem morzu każdy szmat piany wydaje się pływającą deską, która go do brzegu zanieść może.
Taką deską wydawał się w tej chwili biednemu rozbitkowi chudy, wysoki palestrant, który z miną tajemniczą stał przed nim i uśmiechał się, jak człowiek pewny siebie i skutku tego, co uczynić zamyśla.

XXV

Szucki tedy stał chwilę i patrzał z pewnem zadziwieniem na palestranta. Palestrant dał mu się spo-