Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I w zapłatę swej hojności,
Nic nie żąda krom podłości.
Trzeba, krocząc zawsze przodem,
Sztandar prawd tych przed narodem
Nieść wysoko — silną dłonią,
Nad prywaty brudną tonią,
Nad widoczków małych pyłem,
Nad sofizmów tchnieniem zgniłem;
Nieść go w takiej wysokości,
By zachować go w czystości!

Trudno razem to i łatwo!
Boś nie samą, polska dziatwo,
I, wśród ludów rzeszy różnej,
Dziś nie stajesz już w postawie
Tego, który chce jałmużny,
O żebraczej dysząc strawie;
Dziś wśród ludów bratnich grona,
Co zebrane dla narady,
Stajesz — sercem upragniona —
Jak gość miły do biesiady!

Śmiało spieszcież na te gody
Wy — husarze Polski ducha!
Pomni, że Was Polska słucha,
Siew rzucajcie jej w narody!
Niechaj każde Wasze słowo
I czyn stwierdza jej wiekową
Myśl i prawdy one wieczne,
Które świecą nam słoneczne!