Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z kwiatuszków, z trawek, z wrzosów, z ziółek
Zbierają miody roje pszczółek;
To Sztajeramty, co wśród pracy
Brzęczą wciąż: Płaćcie, o Polacy!
Wiruje w słońcu pszczół tych balet
— W egzekucyjny zbrojny palet.

Kwiatuszki, trawki, wrzosy, ziółka!
Gdy was nawiedzi taka pszczółka,
Wraz otwierajcie swe kielichy,
Bo taka pszczółka to nie chi-chi!
Gotowa żądłem skłuć cię, rybko,
— A egzekucya kroczy szybko.

Do koła wierzb jak gdyby w lesie,
A na nich gruszki; — to „koncesye!“
Czasem przyleci kruk-minister,
I porwie gruszkę, hen! nad Ister,
Ale cichutko — bez reklamy;
Nie płacz Galicyo! to dla mamy!

Wśród raju tego rośnie drzewo,
Pod drzewem stoi Adam z Ewą.
O Ewo! strzeż się ciekawości,
Bo to jest drzewo wiadomości,
Na którem wolne rośnie słowo,
— Reszta „Nowellą“ jest „prasową“.
I wokół cisza! W pośród ciszy
Słuch czasem huk daleki słyszy;