Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wtem do chaty pop zawita,
I rozpoczną się wykłady
Polityczne, i biesiady,
I Jegomość „Słowo“ czyta,
I owieczkom swym tłómaczy
Świętojurskich treść zadaczy.
W ugor idą już zagony
Żyd zabiera zboże z szopy,
Żwawe byczki, tłuste skopy,
Lecz już chłopek nauczony
Kumom twierdzi swym przy szklance,
Że zbawienie jest w grażdance!
Aż w tem żydzi grabią chłopa,
I u popa — staje kopa!

Gdy na lud ten człek spoziera,
To aż serce żal opłynie,
I zapytać chęć cię zbiera:
— Co ci to Rusinie?
Ale Rusin nie wypowie,
Bo mu język z ust wywlekli
Grachy jego i Brutowie,
I na bigos go posiekli.

Lud na kwasie to pieczony;
Wszystko też tu zakalcowe,
Jak te knysze prażnikowe.
Każdy kwaśny i skiszony;
Sprawa wymieszona z błota,
A lud nudny niby słota,