Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




VI.

W tym samym czasie, kiedy ruda Mery knuła w swojej karczmie zbrodniczy zamach na życie Jana, powracał tenże w towarzystwie dwóch przyjaciół z sąsiedniego miasteczka, gdzie na meetingu tamtejszego “lokalu” udało mu się przeprowadzić wybór delegatów po swojej myśli.
Zbliżała się północ.
Noc była piękna, księżycowa i wcale ciepła jak na drugą połowę października. Jan, pomimo dotkliwego bólu, jaki mu sprawiała niezagojona rana na czole, rad był ze siebie i z ożywieniem tłomaczy towarzyszom plany kampanii przeciwko “Blakbokom”, przy pomocy których kompaniści parli do potrzebnego im strajku.
— A to łotry, ktoby się to spodziewał, że to oni sami do strajku nas nabawiają — przemówił jeden.
— I że na takim interesie tak dużo zarobią — dodał drugi.
— Z początku nie chciało mi się w to wierzyć
— Ani mnie.
— Ale teraz wierzycie — zapytał Jan.
— Trudno nie wierzyć, kiedyście nam to tak dokumentnie wyłożyli. Już to prawda, że kto ma