Strona:Z niwy śląskiej.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jako w zaklętym zamku, co stoi śród lasu
Otoczony wałami ciernia i korzeni.
Tam jeszcze śpią smacznie i w snach pogrążeni
Śnią na przemian o trudach pracy i o cnocie;
Nawet kogut krzykliwy, co stoi na płocie,
Milczy i krótkim dzióbem swój ogon błyszczący,
Podniesiony, skrzywiony jako sierp świecący,
Czyści z kurzu, spogląda na kury pod płotem,
Co się w piasku tarzają. A na strzesze złotem
Słonecznem myją białe swe piórka gołębie;
Kotek mruczy, grzejąc się u studni na zrębie;
W chacie cicho, śpią jeszcze, bo dzisiaj — niedziela.
Mgła srebrna wstaje z Olzy, zwolna się rozściela
Na dachy i trzyma je jak matka w objęciu,
Co chce chwilkę snu jeszcze przysporzyć dziecięciu;
Unosi się nad wioską, jako anioł Boży,
Który śpieszy do nieba ze ziemskiej podróży;
I coraz bardziej niknie zarys szaty białej.
A słońce weszło w górę i mgły się rozwiały,
Na chaty odsłonione dzionek biały spłynął,
I sen na śpiącem oku skrzydełka rozwinął
I uleciał, uleciał w dalekie krainy.

Wstał dzionek rozjaśniony, lecz zupełnie inny
Niż dzień przeszły, powszedni. Cudnie uśmiechnięty
Stąpa po białej rosie, jako anioł święty
W ostatnim dniu stworzenia; w jednej niesie dłoni
Pełno prześlicznych kwiatów o czarownej woni;
Drugą z wiatru powiewem poważnie podnosi
I by święcić dzień Pański, wszystkiej ziemi głosi!