Strona:Z niwy śląskiej.djvu/174

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    NA DOŻYNKĘ.

    Po nagiem ścierniu smutny wietrzyk wieje,
    Za zbożem tęskni, z którem sobie gadał
    I za kwiatami, z którymi się pieścił;
    Och! przyszli żeńcy i skosili wszystko;
    Z ostatnią furą już spieszą do gumien
    I niosą wieniec i pieśni śpiewają.

    Wieczór już zeszedł. Na gwiaździstem niebie
    Nowy miesiączek zachodził powoli
    I jasnym sierpem błyskał nad gwiazdami,
    Jako żniwiarka nad zeżętym łanem.
    Zaszedł nareszcie i gwiazdy zostały
    Jak gdyby złote, niezmierne ściernisko...

    W podwórko weszli żeńcy i gospodarz
    Stanął na progu i śpiewania słuchał,
    I życzeń słuchał i kłosiany wieniec
    Z rąk przodownicy odebrał uprzejmie
    I nade drzwiami świetnicy zawiesił,