Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nam dokonania go. Szukałem więc, pracowałem, robiłem obliczenia i coraz bardziej upewniałem się, że jesteśmy w stanie podjąć pewne zadanie, które w każdym innym kraju wydałoby się niedorzecznością. Dla przedsta­wienia wam tego projektu, pozwoliłem sobie zebrać was tutaj. Projekt ten jest godny was. Głodny sławetnej przeszłości „Gyn-Klubu“ i narobi zapewne wiele hałasu w świecie...
— Wiele hałasu? — wołał jakiś zapalo­ny artylerzysta.
— Wiele hałasu w prawdziwem tego słowa znaczeniu — odpowiedział Barbicane.
— Nie przerywać! — krzyczano dokoła.
— Proszę was też, towarzysze, byście mi jeszcze na chwilę użyczyli waszej uwagi.
Dreszcz przebiegł po zebranych. Barbicane, gwałtownym ruchem poprawiwszy cy­linder na głowie, ciągnął dalej równym, spo­kojnym głosem.
— Kto z was nie ogląda codzień księży­ca. Ale pozwólcie, bym w tej właśnie chwi­li skierował na niego baczniejszą uwagę. Może danem nam będzie stać się Kolumbami tego nieznanego świata. Skupcie się koło mnie, wesprzyjcie mnie z całych sił, a popro­wadzę was na podbicie tej planety, a ziemia jego połączy się z trzydziestoma sześcioma państwami, tworzącemi Stany Zjednoczone.