Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/209

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Znieważył mnie pan.
— Publicznie.
— I odpowie mi pan za tę zniewagę.
— Choćby w tej chwili.
Nie. Wolę, by się to odbyło między nami dwoma w tajemnicy. O trzy mile od Tampa jest las. Nazywa się Skersnaw. Zna go pan?
— Znam.
— Czy zechce pan zajść tam jutro rano o piątej?
— O ile pan tam będzie o tej samej godzinie.
— I nie zapomnij pan wziąć ze sobą swój sztucer.
— Jak również i pan.
Świadków, ani komendy nie trzeba. Strzelać wolno gdzie, kiedy, i jak się komu podoba.

Po tych zdaniach, zamienionych chłodno, Przeciwnicy rozeszli się. Barbicane powrócił do domu, ale zamiast odpocząć przez kilkę godzin, spędził całą noc na obmyślaniu sposobu, w jaki możnaby uniknąć wstrząśnienia podczas wyrzucania pocisku z działa i na rozwiązywaniu tego zadania, postawionego przez Michała Ardan zeszła mu noc cała.

———