Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ XVIII.
Podróżny z Atlanty.

Gdydy ta piorunująca wiadomość przybyła nie po drutach telegraficznych, ale zwyczajnie pocztą, gdyby nie przeszła przez ręce urzędników francuskich, irlandzkich, amerykańskich, Barbicane nie zawahałby się ani chwili. Byłby zniszczył list, choćby dlatego, by nie kompromitować swego dzieła. Wszak depesza ta mogła być mistyfikacją, zwykłym żartem, zwłaszcza, że pochodziła ona od jakiegoś francuza. Czy jest to możliwe, by znalazł się człowiek, w którego umyśle zrodziłaby się myśl podobnej podróży. A jeśli znalazł się taki człowiek, to musi być warjat. którego należałoby raczej zamknąć w celi szpitalnej, niż w kuli armatniej.
Ale treść depeszy była już znana, gdyż biura telegraficzne nie odznaczają się zbytnią dyskrecją i o propozycji Michała Ardana mówiono już głośno w Stanach Zjednoczonych. Nie było więc racji ukrywać ją. Barbicane zebrał więc swych kolegów obecnych w Tampa-Town i nie zdradzając się z własnemi przypuszczeniami, nie wchodząc w ocenę propozycji, odczytał chłodno lakoniczny tekst depeszy.