Strona:Złoty Jasieńko.djvu/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

czeladnik chciałby mi komenderować i tego bym nie zniósł.
— No cóż z tobą zrobić! co z tobą zrobić! trutniu niepoprawiony — zakrzyczał już z gniewem Tramiński.
— A no nic, ino niech się jegomość nie gniéwa, rzekł Wilmuś, całując go w rękę i niosąc krzesło na swoje miejsce. Struganinę zamiotę i idę w kąt. Sza. Jutro noga będzie choć tańcować i już mnie mój dobrodziéj miéć nie będzie na karku.
Tramiński ruszył ramionami, ale nim siadł do roboty, długo chodził, myślał, dobywał piéniądze z kieszeni, liczył, burczał, naostatek rzekł do siebie:
— Trzeba sprobować, bierz go kaci. Wilmuś! zawołał.
— A co? proszę jegomości, może podać co?
— Nic, tylkom ci chciał powiedziéć, bierz teraz na rozum co będziesz strugał, ja ci jutro kupię lipinę, dłuto, świder, piłkę i daję ci przedpokój za warsztat. Żebyś mi drzewa nie psuł. Może się to sprzeda potém.
Chłopak się zerwał o jednéj nodze, poleciał w nogę całować Tramińskiego i zawołał z zapałem: — Jegomościuniu, zrobię arcydzieło, albo monstrum, a że często monstrum uchodzi za arcydzieło, tak samo jak arcydzieła za monstra, może mi się uda ludzi obałamucić.