Strona:Złoty Jasieńko.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To mówiąc, padła na kolana u łóżka i skryła twarz w dłonie, modliła się płacząc, a jęk przerywał modlitwę.
Jasieńko rzucił się na łoże marząc, o prezesie, o prezesównie i o polowaniu jutrzejszém. Matka go nudziła, wypłacze się, wyjęczy, rzekł do siebie i przyzwyczai, raz przecie przez tę scenę przejść było potrzeba. Lepiéj teraz niż późniéj, bo to konieczność położenia. Niéma czasu na sentymenta. Cóż jéj tam będzie tak złego.
I zdrzémnął się wśród krzyżujących po głowie najsprzeczniejszych obrazów nędzy dzieciństwa i świetnych marzeń przyszłości.


Wysiedziawszy długo po północy nad przepisywaniem powierzonych mu aktów, Tramiński poszedł ze świéczką, osłoniwszy ją rękami troskliwie, zobaczyć co się dzieje w przedpokoju, zkąd go ciężkie chrapanie śpiącego Wilmusia dochodziło; znalazł on go leżącego na ziemi z wyrazem boleści na bladéj twarzy, jedna noga zaczerwieniona i spuchła, rozwinięta zupełnie, tłumaczyła gorączkę która była widoczną. Wilmuś stękał przez sen, poprawiał się, zacinał zęby, ale znużenie wielkie i młodość zamykały mu powieki. Stary Tramiński z politowaniem, ruszając ramionami, popatrzył na niego długo i wysunął się spocząć także, pomodliw-