Przejdź do zawartości

Strona:Złoty Jasieńko.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

To téż było jedno do zarzucenia mecenasowi Szkalmierskiemu że wyrósł jak grzyb i nikt z pewna nie wiedział zkąd i jak.
Rodziny jego nie znano, chodziły różne o niéj pogłoski, przebąkiwali niechętni że był dzieckiem bruku, drudzy że synem chłopa, inni że go tajemnie jakiś wielki pan protegował, który się doń przyznać nie mógł. Sam Szkalmierski jak u nas wszyscy co się na nogi dźwigną, będąc ze szlachtą, grał rolę szlachcica, mówił często — my szlachta, o rodzinie swéj nie wspominał a przyciśnięty powiadał że ma krewnych w Krakowskiem. Znać było wszakże iż z niewiadomych powodów nie rad się był szczerzéj tłumaczyć.
W miasteczku wiedziano tylko że ze szkół wyszedł dobijając się w ostatnich klasach utrzymania lekcyami, że potém gdzieś prawa się uczył, dependował u mecenasa i powoli odznaczywszy się, niezmiernemi zdolnościami, wyrobił sobie niezawisłe stanowisko. Słynął Szkalmierski z tego że sprawy najzawilsze umiał rozgmatwać, że ludzi najtrudniejszych w obejściu uchodził, że dlań nie było nic niemożliwego. Oprócz tego miano go za bardzo uczciwego człowieka. Powoli przyszedł do prawie nieograniczonego u ludzi zaufania. Zazdrościli mu starsi, ale nic zarzucić nie mogli, oprócz może, iż młody, trochę zanadto lubił hulankę — ale któż