Strona:Złoty Jasieńko.djvu/334

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szę podejrzywali, że przeczuwali iż źle skończy, że w nim coś widzieli niebezpiecznego, fałszywego. Tych proroków a posteriori znajdowało się z czasem coraz więcéj, nawet między najpoufalszymi domownikami.
Prezes, gdy mu doniesiono o katastrofie, podniósł ręce do nieba.
— A to mnie pan Bóg strzegł, zawołał — żem się całkiem temu kuglarzowi nie oddał, ale miałem jakieś obawy, przerażał mnie, czułem w nim szalbierza.
Baronowa westchnęła.
— Mój Boże! taka łudząca fizyognomia! miałam go za najuczciwszego z ludzi. Ale przyznaję się że mi go żal, na swój stan — il etait trés destingué.
Któż zliczy te najrozmaitsze nekrologi, ostatecznie jak kamieniem grobowym przywalone ogólną wzgardą.
W dobre pół roku po tych wypadkach, Tramiński siedział raz w izdebce Wilhelma, który nawiasowo mówiąc, wychodził na bardzo porządnego rzemieślnika; — miał się pono żenić z panną Teklą. Stary lubił czasem godzinę jaką spędzić z wesołym robotnikiem, który o bracie nie wspominał prawie nigdy. Tego dnia jakoś wyjątkowo, mimowolnie zgadało się o złotym Jasieńku. Wilmuś, ile