Strona:Złoty Jasieńko.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zabić i mścić się na każdym coby szczęściu jego stanął na przeszkodzie.
Mecenas nie miał najmniejszéj ochoty zaglądać w rurki od pistoletów rotmistrza, radził zwlekać tylko, do czego zresztą żałoba po ojcu rok i sześć niedziel czasu prawnego nastręczała.
Baronowa niezawodnie przed rotmistrzem skarżyć się musiała na mecenasa, jak przed nim na prezesa i rotmistrza, ale Szkalmierski już jéj nie wierzył. W sprawie téj zresztą nie wiele było do zrobienia.
Od baronowéj dowiedział się także, iż prezes niewiadomo dokąd, bo do tego się nikomu nie przyznawał — wyjechał.
Łatwo było odgadnąć że ruszył ofiarować schronienie u siebie pannie Felicyi, ale domyśléć się trudno, jak ona to przyjąć miała. Mecenas nie wygadał się zresztą z przypuszczeniem. Baronowa usiłując go oczarować, siedziała godzin parę, ale Szkalmierski był ostrożny, na wszystkie niewieście czary zbrojny, i nie wychodząc z zimnéj grzecznoci, trzymał się bardzo zdaleka, fantazyi i nadziejom nie puszczając wodzów.


Na trzeciém piętrze w kamienicy w któréj mieszkała Tekla, mieściła się teraz biédna Mateuszowa. Wilmuś wynajął dla niéj izdebkę z alkierzy-