Strona:Złoty Jasieńko.djvu/259

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ale tu imię to wszystko znaczy — przerwał Tramiński. Jakże ja mam dać wiarę nie wiedząc komu? A może taki ci to powiedział, co chce cię dla swojego interesu odstręczyć, żeby sam z mecenasa korzystał?
Sebastyan zamilkł i zamyślił się — a potém splunął.
— A kat że ich wié i zrozumie! Jak mi to waćpan mówisz, hm!! zdaje się poniekąd masz racyą, a kiedy mi tamten gadał, byłem pewny że mówi szczerze i prawdę. Bądź-że tu mądry kiedyś głupi! Tfu! tfu!
Tramiński choć się bronił, był niespokojny i sam.
— Zresztą kto jego wié! mruknął — kto jego wié! albom ja jegomości namawiał, zgadało się, to się gadało.
— Prawda żeś mnie nie namawiał, alem ja wziął na rozum i o mało nie zrobiłem okrutnego głupstwa.
— Ależ mi asindziéj powiedz jak na spowiedzi — nie wydam — któż to tak bystro dowąchał się już myśli jegomościnéj i przyszedł zaraz troskliwie bronić waszego kuferka?
Rzeźnik dumał.
— I to prawda! nic nie rozumiem, niby to żyd może być taki czuły.