Strona:Złoty Jasieńko.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że z niego zrobię człowieka; jam mu pomagał, ja go dźwigałem, mnie on winien wszystko.
Simson się rozśmiał, ruszając ramionami.
— Gdybym odebrał teraz co mi winien, nie zostałaby mu koszula na grzbiecie. Otóż mnie was żal, wy jesteście człowiekiem prostym, uczciwym, łatwowiernym, jeśli puścicie go na próg albo do swojéj szkatułki, on was zgubi. W tym człowieku sumienia niéma za grosz.
Pan Sebastyan słuchał, nie wierząc prawie uszom swoim.
— Nie myślcie że ja to mówię z gniewu lub złości do niego, nie — nie mszczę się nad nim, ale wprost żal mi was tylko; on was oszuka, jak oszukiwał mnie, Bartkowskiego i innych. To jest człowiek bez serca i bez sumienia.
— Ale panie Simson, przerwał Sebastyan — ja z nim dotąd żadnego interesu nie mam, dzięki Bogu.
— No, to ciesz się waćpan, i broń się abyś nie miał. Szachraj ten użył tak poczciwego i tak łatwowiernego jak wy człowieka, tego biédaka Tramińskiego, żeby was załakomić i wcisnąć się do waszego domu. Wy daliście wiarę i, gotowiście, nieprawdaż — gotowiście byli już oddać mu wasze piéniądze?
— Ale powiédzcież mi, zawołał zdumiony rzeźnik, zkąd wy to wiedziéć możecie?