Strona:Złoty Jasieńko.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

przytułku biédnéj opuszczonéj pannie Felicyi u siebie.
Poczciwe człeczysko!


Tramiński znowu sam jeden zajmował swoję pustkę i prawdę powiedziawszy, choć odzyskał przedpokoik i zaprowadził w nim dawny porządek z pewną radością, bo Wilmuś ze swém rzemiosłem niezmiernie śmiecił i zarzucał go drzewem — jednak gdy chłopca nie stało, staremu piérwszego wieczora smutniéj było i tęskno jakoś.
Dlaczego się on nagle wyniósł, Tramiński dobrze nie wiedział, miał wszakże tę pociechę iż w ciągu kilku tygodni dostrzegł nadzwyczajnéj w Wilmusiu zmiany, nie mówił jeszcze — poprawy, ale miał nadzieję że jest na drodze do niéj. Chłopak się dobrowolnie wódki zarzekł (prawda że piwo pił niezmiernie chciwie) ale pracował od rana do nocy i cokolwiek zrobił, zepsutém nie było. Miał talent prawdziwy do rysunku i rzeźby.
Ręka się włożyła szybko do roboty, a czego nie umiał, domyślał się i dochodził. Co dziwniejsza, bo to się mało któremu robotnikowi przytrafia, znalazł zajęcie, dostał grosza i zmienił się znacznie. Był wesół jak dawniéj, dowcipkował i żartował, zwłaszcza gdy sądził że tém starego zabawi —