Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/457

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XLV.

To ona czekała tutaj na osobę, która miała przyjść po list poste-restante? — zawołał bardzo zdziwiony naczelnik.
— Dano jej list?
— Dano...
— I cóż dalej?
— On zabrał list i odszedł, a w tejże chwili agentka, dostawszy strasznego ataku nerwowego, upadła na podłogę i zaraz odwieziono ją do domu.
— Czy nikt z panów urzędników nie widział tej osoby?
— I owszem, ponieważ było wiadomo, o co chodzi, dwóch czy trzech urzędników nachyliło się, ażeby ją ze swego okienka zobaczyć.
— No i jak wyglądał? mężczyzna już trochę postarzały?
— Nie. Był to młody człowiek, lat dwudziestu trzech, bardzo przystojny.
— Coraz osobliwsze, coraz osobliwsze! — mruknął naczelnik.
— Postępowanie Aime Joubert wydaje mi się niezrozumiałem. Przypuszczać należy można, że w tem wszystkiem kryje się zdrada.
Zapisawszy w notesie posłyszane wiadomości, naczelnik odjechał i udał się do sądu.
— Czekałem na kolegę z niecierpliwością — rzekł komisarz.
— Nie wie kolega czego o pani Rosier?
— Nie, ale nie o to tu chodzi.
— A o co?
— Musimy śledztwo zarządzić na ul. Ville d‘Evecque.
— Cóż się tam stało?
— Zmarła tam nagle szwaczka na pensji. — Komisarz policyjny nadesłał mi protokół, koledze go posłałem, dodając, że na kolegę czekam. Uprzedziłem również sędziego śledczego de Gibray, bo nic dotąd nie dowodzi, aby śmierć była naturalna, pomimo raportu lekarza miejskiego. Weźmiemy doktora z prefektury.
— Służę koledze.
W tejże chwili zapukano do gabinetu.
— Proszę — odezwał się komisarz policji.
Pan de Gibray się skłonił, naczelnik mówił, że pragnie widzieć się z panem komisarzem, czeka.