Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/454

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

O! to okropne!... To okropne!... wszystko się przeciw mnie potoczyło. Ja tylko nie chcę wierzyć, nie chcę. Jeżeli obwinię mego syna, będę musiała go wydać! ja, jego matka! O!!
Na tę okropną myśl nieszczęśliwa kobieta znowu się zachwiała, ale po raz drugi przemogła omdlenie. — Innych dowodów mi na to trzeba — szepnęła — rozum nie pozwala mi przypuszczać, aby on nieświadomie działał! Był biernem narzędziem w zręcznym ręku. Kto wie, czy ten holenderczyk, ten kapitan Van Broke...
Wymawiając to nazwisko, Aime Joubert wstrząsnęła się gwałtownie. Krew uderzyła jej do twarzy...
— Van Broke — powtórzyła drugi raz — kto jest ten człowiek? A jeżeli to Lartigues, który przez nienawiść ku mnie dobrowolnie syna naraził na niebezpieczeństwo, zapomniawszy, że i jego jest synem, jeżeli tak jest, to Maurycy nie winien. Muszę się dowiedzieć o tem, muszę, dowiem się!
Potem położyła się, nie rozbierając się, ale, przykrywszy się kołdrą, zadzwoniła na Magdalenę i kazała jej przywołać dwóch agentów.
— Jedliście już śniadanie? — spytała.
— Nie jeszcze.
— Zaraz tym panom przyrządzę śniadanie — odezwała się służąca.
— Idź i powiedz, jak będzie gotowe.
— Dobrze, proszę pani.
Magdalena wyszła.
— Teraz posłuchajcie mnie — rzekła agentka do Galoubeta i Sylwana. — Zrozumieliście, że mnie spotkało coś niezwykłego, coś strasznego.
— Ba! dość na panią spojrzeć! Boże, tak pani się zmieniła!
— To nic, to przejdzie. Odpowiedzcie mi szczerze Czy szczerze jesteście do mnie przywiązani?
— Ja w ogień mógłbym się dla pani rzucić — rzekł Galoubet.
— A ja do wody! — dodał Sylwan Cornu.
— To rzeczywista prawda, to święta prawda! — powiedzieli obaj chórem.
— Więc dowiedzcie mi swego przywiązania!
— Ale jak?
— Oto nie pytajcie się mnie o nic i ślepo słuchajcie...
— Dobrze, co mamy robić?
— Możecie się postarać o wytrychy?
Sylwan Cornu i Galoubet spojrzeli po sobie i pierwszy odpowiedział:
— Bardzo łatwo. Sam znam pewnego człowieka, który za dwadzieścia franków da nam wyborne „klawisze“.
(Klawisz w języku złodziejszkim oznacza wytrych).