Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/449

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Kiedy urzędnik wymówił te wyrazy I. J. K. 50 tak, głowy wszystkich zwróciły się ku pani Rosier. Widok nastąpił nie ten, jakiego się spodziewano. Ujrzano, jak agentka zadrżała, zbladła i upadła. Zaraz pospieszono jej z ratunkiem. Dreszcz nerwowy wstrząsnął jej ciałem, ledwie była w stanie oddychać.
— Musiała konwulsyj dostać — zauważył ktoś — trzeba czemprędzej przywołać agentów, którzy pozostali na ulicy.
Poszedł jeden z pocztyljonów, Sylwan i Galoubet natychmiast przyszli.
— Co to jest? co się stało? — zapytali.
— Nie wiem — odpowiedział naczelnik wydziału — zgłoszono się po list I. J. K. 50, a w chwili, kiedy go oddawałem, ta pani upadła, jakby jej kto nogi podciął.
— Do djabła! — zawołał Galoubet — ten człowiek sobie poszedł, a naczelnikowa nie dała nam żadnego znaku! — Trzeba będzie naczelnikową zanieść do karety i odwieźć do domu — mówił Galoubet.
Galoubet i Sylwan podnieśli panią Rosier i położyli w karetce, z której wyszli dwaj agenci, usiedli naprzeciw niej na przedniej ławeczce i kazali woźnicy jechać na ulicę Victoire.
Trzeci agent wszedł na kozieł, a czwarty uczepił się resortów z tyłu karetki. Kiedy panią Rosier wniesiono do mieszkania jej i położono na łóżku, Galoubet pobiegł do lekarza, który mieszkał w sąsiednim domu i przyprowadził go w pięć minut później. Doktór bardzo uważnie obejrzał chorą.
— Widocznie doznała silnego wstrząśnienia moralnego — odezwał się po chwili — trzeba jej puścić krew, proszę o wszystko potrzebne.
Przestraszona Magdalena przyniosła bandaż i miednicę. Doktór obnażył lewą rękę pani Rosier, wyjął lancet i puścił krew, która zrazu sączyć się zaczęła po kropli, potem popłynęła obficie. Agentka otworzyła oczy, lecz prawie natychmiast je zamknęła. Doktór obandażował rękę, zapisał receptę i podał ją Magdalenie, która płakała, stojąc przy łóżku.
— Nie martw się pani — rzekł — niema żadnego niebezpieczeństwa.
— Z pewnością, panie doktorze?
— Mogę zaręczyć. Niedługo chodzić będzie. Każ pani w aptece zrobić lekarstwo natychmiast i dawaj pani chociażby przemocą roztwierając zaciśnięte zęby, co pół godziny łyżkę stołową, rozumie pani?
Doktorowi odpowiedział Sylwan Cornu:
— Tak, panie doktorze, rozumieliśmy. My tutaj zostaniemy przy chorej, siostrami miłosierdzia dla niej będziemy; ja się podejmuję dawać lekarstwo. A ty — zwrócił się do Galoubeta — zanieś receptę.