— Zaraz wrócę, tylko kilka słów powiem moim ludziom — rzekła Aime Joubert i wyszła.
Okna kantoru poczty były od ulicy Enghien, Aime Joubert zauważyła, że okienko, przy którem odbierać będą list z adresem I. J.: K. 50, znajduje się obok matowej szyby, że zatem stać może przy niem.
— Słuchajcie — rzekła do Galoubeta, Sylwana Cornu i dwóch innych — wyznaczę wam miejsca, z których macie nie odchodzić pod żadnym pozorem, dopóki was sama zluzuję.
— Bardzo dobrze.
— Wy, Galoubet i Sylwanie — mówiła dalej agentka — stańcie przed oknem i pilnie patrzcie i słuchajcie. Kiedy trzy razy uderzę w szybę matową, będzie to znak, że człowiek, który przyszedł po list z Anglji, odebrał go i odchodzi. Zaraz jeden z was przywoła dwóch agentów, którzy przez cały dzień siedzieć będą w karetce naprzeciw kantoru. Ja zaraz wyjdę za tym człowiekiem i wam go wskażę.
— Bardzo dobrze zrozumieliśmy — rzekł Galoubet — trzy razy pani w szybę zapuka.
— A nam dadzą znak — dodał jeden z posiłkowych agentów — wysiądziemy z karety i schwytamy człowieka, którego nam pani wskaże...
— Tak. Wynajmijcie czemprędzej karetkę na godziny i każcie jej stać tutaj.
Jeden z agentów pobiegł i sprowadził karetkę czteroosobową, poczem wsiadł do niej w raz z kolegą. Rozstawiwszy swych ludzi, jak chciała. Aime Joubert wróciła do kantoru i stanęła przy urzędniku, obok okienka, do którego przyjść miano po list z Londynu.
Nazajutrz po południu po dokonaniu morderstwa na Symeonie, listonosz przyniósł dla niej list. Odźwierna, chcąc go jej doręczyć, poszła z drugim listem na trzecie piętro.
Weszła do pracowni, gdzie szwaczki szyły, rozmawiając głośniej, niż zwykle, bo nie było nikogo, coby ich pilnował.
— Panny Symeony niema tutaj? — rzekła odźwierna.
— Nie, zapewne wyszła na miasto, — odpowiedziała Justyna — wcaleśmy jej dzisiaj nie widziały.
— Nie widziałyście panny! wyszła na miasto! — powtórzyła ze zdziwieniem odźwierna — a ja mogę powiedzieć, że panna Symeona nigdzie nie wychodziła. Ja furtkę każdemu otwieram, a nikt dziś stąd nie wychodził na miasto, oprócz mego męża.
— Być może — odrzekła Justyna — lecz przecie panna Symeona musi być gdzieś; pukałam do jej drzwi; ani się odezwała.
— A czy panna wchodziła do jei pokoju?
— Nie.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/445
Wygląd
Ta strona została skorygowana.