Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/428

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

.Verdier wziął list i przeczytał go na głos.
— Doskonale! — wykrzyknął Lartigues. — Bardzo sprytnie. List hrabiego Iwana, znaleziony w pokoju Symeony daje prawo Symeonie w ten sposób pisać! A niema w tem nic nieprawdopodobnego, że pragnie z nim pomówić z hrabią o Marji Bressoles i Albercie de Gibray.
— Ale to nie obala uwagi mojej — odparł Verdier.
— Jakiej uwagi?
— List podaje nazwisko i adres. Jeżeli hrabia list zostawi w swem mieszkaniu, znajdą go później, gdy Rosjanin zniknie, przyjdą więc tym śladem do Marchais pod nr. 41 na bulwarze Temple, wpakują się do mnie i krach!
— Hrabia nie zostawi listu w mieszkaniu — zaprzeczył Maurycy.
— A skądże możesz wiedzieć?
— Wiedzieć nie wiem, ale jestem pewny. — Idąc na schadzkę, Iwan weźmie z sobą list, bojąc się, czy nie zapomni adresu lub nazwiska. Zdaje się, że to bardzo logiczne.
— Dobrze. Ale...
— Co za ale?
— List nie napisany jest charakterem Symeony, a może hrabia zna jej pismo, w takim razie będzie miał się na ostrożności.
— On w liście jedno tylko widzieć będzie — szczęście Alberta i Marji — żywo odparł Maurycy. — O niczem innem nie będzie myślał. A choćby nawet znał charakter pisma Symeony, nie może podejrzywać zasadzki, bo nie przypuszcza nawet, żeśmy odkryli jego tajemnicę. Taki mój wniosek. Zaraz po zabiciu hrabiego opuść swe podwójne mieszkanie, zabierając co kosztowne, oraz wszystkie papiery i nie wracaj. Przypuśćmy, że hrabia zostawi nawet list w domu, przypuśćmy, że nawet weźmie kogo z sobą, to cóż stąd?
— Po zabiciu nic łatwiejszego, jak uciec, bo nikt nie wie o łączności między dwoma mieszkaniami, a gdyby się nawet dowiedziano kapitan Van Broke będzie już daleko.
— Niech się stanie, co się ma stać! — rzekł Verdier.
— Poślij list! Maurycy włożył list do koperty i zaadresował; „Jaśnie Wielmożnemu Hrabiemu Iwanowi Smoiłowi, u pana de Gibray, 129, ulica Regne, Paryż“.
— Już sam ten adres wystarcza do odwrócenia podejrzeń, jeśli mu się nasuwa — rzekł młodzieniec.
— Czy pocztą prześlesz ten list? — zapytał Lartigues.
— Nie. Jeden z was jutro pośle go przez posłańca.
— To ja poślę — rzekł mniemany kapitan.
I rozstali się trzej wspólnicy.
Maurycy powrócił do domu. Rzekomy opat poszedł na ulicę Berangera. Zamierzał podczas nocy przebrać papiery i schować je w pewnem miejscu. Kostiumów swoich nie chciał zostawiać dla po-