Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/405

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dziś napiszę, że wszystko kończy się dla nas pomyślnie.
Przyszedłszy do zdrowia o jedenastej przedpołudniem wróciła do mieszkania przy ulicy Victorie, pani Rosier. Maurycy uprzedzony w przeddzień, już się tam znajdował. Nie podobna opisać radości Magdaleny, gdy zobaczyła swą panią. Płakała z rozrzewnienia, obsypywała ją pytaniami i agentka bardzo przyjaźnie ją uściskawszy, poprosiła ją wreszcie, ażeby wyszła do drugiego pokoju, gdyż matka chciała sama pozostać z Maurycym.
Przy Magdalenie Aime Joubert mówiła o spadnięciu z wagonu. Ale Przed Maurycym, który wiedział o jej stanowisku w policji, taić się z prawdą nie mogła. Opowiedziała więc wszystko młodzieńcowi, a przynajmniej prawie wszystko, — nie wspomniała tylko umyślnie o Lartiguesie i Verdierze, ani o Golanie, nie dla braku zaufania, lecz że nieprzyjemnie byłoby jej wdawać się przy synu w niektóre szczegóły.
Kiedy przyznała się synowi, że służy w policji, Maurycy, domyślając się, że matka coś przed nim ukrywa, zaczął ją też wybadywać pytaniami. Daremnie. Aime Joubert powiedziała to tylko, co chciała powiedzieć.
— Moja matko! — rzekł młodzieniec — trzeba porzucić to zajęcie, które codzień ściąga niebezpieczeństwo na twe życie.
— Wiesz, że to niepodobna! — odparła pani Rosier.
— Niepodobna! a to dlaczego?
— Bo moja wola zgadza się z przyjętym obowiązkiem; zaczęłam i muszę skończyć. Nigdybym sobie nie wybaczyła; gdybym zadania swego nie doprowadziła do skutku.
— Ale ci, których szukasz, są nieujęci. Dowody masz na to.
— Nie ujęłam ich wczoraj, ale czy nie pochwycę ich jutro? Mam nadzieję, że dopnę tego celu. Ale prosiłam cię już raz, ażebyś ze mną nie mówił o tych rzeczach i teraz ponawiam prośbę.
— Przeciwnie, chce ją nawet powiększyć — odparł Maurycy z uśmiechem — powiem mamie dobrą nowinę.
— Jaką?
— O mojem małżeństwie.
— Ciągle jeszcze o tem myślisz? — rzekła smutnie.
— A nawet jeszcze bardziej. Recz już postanowiona. Przyjęty już jestem przez rodziców i pragnę właśnie, ażebyś jutro pojechała ze mną do Bressolów i prosiła dla mnie o rękę ich córki.
— Chcesz, żebym prosiła dla ciebie o rękę panny Bressoles? — zawołała pani Rosier.
— Tak, moja mamo.
— Po co? przecieś już przyjęty został przez rodziców.
— Inaczej nie wypada, taki już zwyczaj.
— Bądź spokojna, przyjmą cię jak najlepiej. Mogę nawet śmiało dodać, że cię oczekują. Nie potrzebujesz mówić o interesach majątkowych. Bressoles wszystko już ze mną ułożył?