Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Chciała zebrać resztę sił, a jeszcze bardziej osłabia. Oczy zaszły jej mgłą i upadła straciwszy przytomność.

★ ★ ★

Lartigues i Verdier, zrozumiawszy, że agenci policyjni czynią poszukiwania w Port-Creteuill — czemprędzej wynieśli się z szynkowni marsylijczyka Cabussona.
Widzieliśmy, jak prędko podążali do mostku Creteuille.
Na zakręcie drogi Verdier zauważył jakiegoś ogrodnika nad brzegiem rzeki, zamierzającego przeprawić się w łódce przez Marnę. Ogrodnik brał już za wiosła, gdy Verdier krzyknął:
— Czterdzieści trzygroszniaków za przewiezienie nas! a co? most daleko, a nie chcemy się spóźnić na pociąg.
— Niech panowie siadają — odpowiedział ogrodnik.
— Przewiozę panów i za darmo. Przecie na tym świecie ludzie muszą sobie wzajemnie pomagać.
Koledzy wsiedli w łódkę, ogrodnik odbił od brzegu i zaczął silnie robić wiosłami, W drodze Verdier i Lartigues rozmawiali o rzeczach obojętnych, ażeby nie zdradzić trwogi lub niepokoju. Verdier nie spuszczał jednak z oczu tego miejsca, gdzie zostawili Galoubeta i Sylwana Cornu. Za kilka sekund zobaczył, jak obaj z ożywieniem zaczęli mówić do kobiety, ubranej w stroju wiśniaczki z okolic Paryża.
Lartigues zaraz powiedział sobie:
— To Aime Joubert! Omało co nie złapaliśmy się, na szczęście nie poznała nas.
W tejże chwili łódka skręciła w kanał Marny, prowadzący do kolei żelaznej, a Verdier zobaczył, że agentka i jej pomocnicy wsiadają do łódki Cabussona.
— Pojadą za nami — pomyślał — na nic się im to nie zda... Zanadto ich wyprzedziliśmy... Nie mamy się czego lękać.
Przybili do brzegu. Spólnicy odeszli, ale zamiast skręcić na lewo ku kolei, podążyli na prawo.
— Ścigają nas! — mruknął Verdier.
Wiem — odpowiedział Lartigues. — Cóż poczniemy? Ja koniecznie muszę się widzieć z wysłańcem Bremonta, który ma interes od tego hrabiego hiszpańskiego, wiesz tego, co to się dostałem przez niego do Kurawiewów i dla niego tę babę wyprawiłem na tamten świat.
— Wiem i będziesz mógł się z nim rozmówić. Już noc. Godzina schadzki się zbliża. Już nawet ten, którego się spodziewasz, musi być na umówionem miejscu.
— Będą nas przedewszystkiem szukać na kolei i w ten sposób zbijemy policjantów z tropu. Głowę dam jeżeli w tej chwili nie biegną na stację.
— Ale kto nas ściga? — zapytał Lartigues.
— Ci ludzie, którzy byli na maskaradzie i twoja dawna...