Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
XII.

— Czy zwróciła pani uwagę na tego, który był niższy? — odsapnął Galoubet.
— I w okularach? — zapytała pani Rosier.
— Tak.
— Więc cóż?
— To musi być fałszywy opat, a towarzysz jego to może Piotr Lartigues.
— Lartigues! — powtórzyła — o! ja nieszczęśliwa! Spotkałam Lartiguesa i nie poznałam go! Ale to niepodobna! Wam musiało się przywidzieć! Ubrdało się wam — zaprzątnęliście sobie głowę Lartiguesem i teraz wszędzie go widzicie!
— Nie będę przy swoim obstawał — bąknął Galoubet tak najpokorniej — powiedziałem, co mi się wydawało, ot i wszystko. Myślę jednak, że byłoby dobrze śledzić tych ludzi.
— Co do tego masz słuszność, niech jeden z was pobiegnie za nimi.
— Biegnę i nie stracę ich z oczu! — zawołał Galoubet.
I rzeczywiście pobiegł. Ubiegłszy jednak dziesięć, kroków, zatrzymał się nagle.
— Zapóźno! — rzekł zgnębiony — przeprawiają się na drugą stronę.
Wskazał na łódkę, która już się znajdowała na środku Marny.
— Zapewne jadą na kolej — rzekła pani Rosier. — Trzeba ich śledzić z daleka.
— Z wielką jednak ostrożnością — dodał Galoubet — bo jeśli człowiek w okularach jest fałszywym opatem, to mnie poznał i mają się na baczności.
— W każdym razie przeprawimy się przez rzekę, jak można najprędzej rozkazała agentka i zdążymy na kolej przed odejściem pociągu — zwiążemy ich od stóp do głowy.
— Cabusson ma łódki! — zawołał Sylwan Cornu. — Biegnę po łódkę.
Popędził do karczmy. Marsylijczyk zmożony winem i gadulstwem, spał, głowę położywszy na stole. Sylwan zwrócił się do gospodyni, która napróżno starała się obudzić męża, trzęśóc nim za ramię.
— Proszę wioseł! — rzekł. — Biorąc jedną z waszych łódek — zapłacę ile chcecie!
Pani Cabusson odpowiedziała: