Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wszyscy zrozumieli konieczność stosowania się do tego rozkazu.
W kilka sekund przy Marji pozostał tylko ojciec, doktór, Walentyna i Albert.
Nie przychodzi do siebie! — wykrzyknął Bressoles, znów tracąc przytomność.
— Cierpliwości, mój drogi, nie trwóż się... — wyrzekł doktór. — Dość będzie, panie de Gibray — dodał. Spełnił pan swe zadanie z poświęceniem, które ocenią wszyscy ludzie z sercem... Teraz ją muszę wymyć ranę, a pan tymczasem wypłucz sobie usta tem oto...
Doktór wziął ze stoliczka szklankę, napełnił ją czystą wodą, nadał do niej trochę spirytusu i podał młodemu człowiekowi.
Albert spełnił polecenie. Doktór wlał do miednicy resztę spirytusu, długo obmywał ranę, a potem obwiązał bandażem, umoczonym także w spirytusie. Marja poruszyła się zlekka.
— Zaraz przyjdzie do siebie — odezwał się doktór. Niech ją czem prędzej zaniosą do jej pokoju i położą na łóżku.
Natychmiast dano polecenie. Dziewczę zwolna przychodziło do siebie. Błędnemi oczami powiodła po oranżerii. Zobaczyła ojca, matkę, doktora i Alberta de Gibray. W chwili, gdy zbaczyła Alberta, twarz jej zmieniona zajaśniała radością. Wyciągnęła do młodzieńca drżące ręce, westchnęła i znów zemdlała. Na westchnienie Marji drugie odpowiedziało westchnienie. Albert również zemdlał.
— Kochają się! — pomyślała Walentyna. — Wywzajemnia mu się miłością, nie omyliłam się wcale.
Przyszły dwie panny służące i pod dozorem Walentyny zaniosły Marję, ażeby ją rozebrać i położyć do łóżka, według polecenia doktora. — Doktór spiesznie przystąpił do Alberta, obejrzał go, pomacał puls i zawołał:
— Pan de Gibray bardzo chory!
— Tak, chory! — powtórzył budowniczy.
— Skądże się tu wziął?
— Zerwał się z łóżka i tutaj przyjechał, śniło mu się, że Marji grozi niebezpieczeństwo.
— Trzeba pana de Gibray wsadzić do karety i czemprędzej zawieźć do ojca.
— Sam go odwiozę — rzekł Ludwik Bressoles — jeżeli mi pan powiesz stanowczo, że Marja już nie podlega żadnemu niebezpieczeństwu.
Mogę pana upewnić. Jedź pan natychmiast. Pragnąłbym, ażeby, ten młodzieniec jak najprędzej leżał w łóżku.