Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdaje się, że dziennikarzem.
Sędzia śledczy więcej się nie wypytywał.
— Który doktor udzielił ci pomocy?
— Wojskowy, sprowadził go Oktawjusz. Powiedział, że niema się czego lękać, że za kilka dni wszystko przejdzie i spodziewam się, że będę mógł być na przyszłym wieczorze u Bressolów.
Paweł de Gibray powtórnie zmarszczył brwi.
— Co ojcu jest? — zapytał młodzieniec, znów uderzony zmianą wyrazu twarzy.
— Jak się tylko odezwę o Bressolach, zdaje się, że ojcu nieprzyjemnie.
Sędzia śledczy niezwłocznie byłby mu to wytłómaczył, gdyby nie obecność porucznika Tamisier, przyjaciela syna.
Pomimo to nie bez goryczy odpowiedział:
— Wątpię, czy co dobrego może wyniknąć z twej znajomośc z tą rodziną.
Albert drgnął. Ojciec mówił dalej:
— Masz na to już dowód. Spotkanie w lasku Vinceńskim wcale nie było szczęśliwe.
Na ustach Alberta zjawił się wymuszony uśmiech.
— Ojciec tego poważnie nie mówi.
— Bardzo poważnie!
— Czyżby ojciec stawał się zabobonnym?
— Wcale nie, ale mam przekonanie, że są ludzie, którzy zawsze przynoszą nieszczęście.
Rozmowa ta bardzo się nie podobała Albertowi. Postanowił ją przerwać i rzekł:
— Wstanę.
— Czy to ci nie zaszkodzi? — spytał ojciec z wielką troskliwością.
— E, ani trochę; czuję się już bardzo dobrze. Oktawjusz zostanie u nas na obiedzie, a ja także usiądę do stołu. Mam ogromny apetyt, a doktór wcale mnie na djetę nie skazał.
Obiad przeszedł wesoło. Około godziny dziewiątej porucznik artylerji pożegnał się z Gibray‘ami i odjechał do Vincennes.
Ojciec z synem pozostali sami. Albert z nieciepliwością oczekiwał tej chwili.
— Teraz jesteśmy sami — zaczął mówić młodzieniec, — a przeczuwam, że ojciec chce ze mną mówić o Bressolach.
— Nie mylisz się, kochane dziecko — odrzekł ojciec — rzeczywiście mam ci powiedzieć coś ważnego, ale chyba lepiej odłożyć to będzie na kiedyindziej.
Jesteś chory, osłabiony jeszcze. Potrzeba ci spokoju. Połóż się i uśnij. Pomówimy jutro.
— Przestrasza mnie ojciec! — wykrzyknął młodzieniec — jakąkolwiek jest prawda, zawsze lepszą, niż niepewność. Nie jestem