łam go twemu ojcu. Pana Vasseur często widywać tu będziesz, bo przyrzekł mi zostać naszym gościem i nie opuszczać żadnego z wieczorów
Marja uprzejmie się skłoniła i zapytała z uśmiechem:
— Pan tańczy walca?
— Tańczę.
— Zapiszę u siebie dla pana walc... jedenasty. Kiedy przyjdzie kolej na pana, sama uprzedzę....
— Bardzo będę szczęśliwy i wdzięczny pani...
Marja znowu się ukłoniła wdzięcznie i powróciła do kilku młodych pań, z któremi rozmawiała, kiedy przyszła do niej matka.
Walentyna zaprowadziła Maurycego do małego saloniku, zajętego przez grających w wista ludzi poważnych, zwracających uwagę tylko na karty i tutaj posadziwszy młodzieńca, rzekła, nachylając się do niego;
— Sądzę, że pan wcale nie myśli dotrzymać obietnicy, jaką pan dał mej córce?
— Czyżby pani zazdrosna była względem panny Marji?
— Jabym się troszczyła o tę gęś? — przerwała pogardliwie Walentyna. — O co nie, to nie ona taka zwyczajna, że nie może na siebie ściągać uwagi i wcale też nie podzielam zachwytu, jaki obudziła w ojcu.
— To zdaje się, że pani nie nazbyt kocha pannę Marję? — zapytał.
— Za cóż mam kochać tę dziewczynę, która zagarnęła w swe ręce mnie przynależną władzę, która na mojem miejscu tu panuje, która mnie zaćmiewa, przez którą ja się wydaję starszą.
— To rzecz pewna, że przez nią wcale wydaje się pani młodsza, — przerwał Maurycy z rozmyślnem grubjaństwem. — Pani jesteś tak piękną, że gdyby przy pani nie było córki, niepodobna nawet trzydziesta lat dać pani.
Atak był wprost skierowany i silny, cios trafił celnie.
Walentyna zbladła, a wargi jej zbielały.
— Więc przy Marii wydaję się starą? — szepnęła głosem nieco drżącym. — Po com panu pokazała córkę. Na me utrapienie, na me nieszczęście po co urodziła się ta przeklęta dziewczyna! Szczęśliwą wtedy dopiero będę, kiedy pójdzie stad całkiem. Widziałeś ją pan i już mnie nie kochasz?
— Pani wie, że to niemożebne! — odpowiedział Maurycy namiętnie.
— Nie wątp pani o tem, kocham panią kocham do szaleństwa!
Ta matka nie będzie broniła córki w chwili niebezpieczeństwa — pomyślał Maurycy. Wrócili do dużego salonu.
Lokaj anonsujący gości, oznajmił:
— Pan Gabrjel Servet, pan Paweł de Gibray, pan Albert de Gibray.
Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/288
Wygląd
Ta strona została skorygowana.