Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Dziś nic więcej nie będzie do roboty?
— Nic.
— Co pani zleci na jutro?
— Jutro przyjdź do mnie, panie Jodelecie, o dziewiątej zrana.
— A ja? — spytał Martel
— Niech pan idzie na ulice Montorgueil i w pobliżu hotelu niech pan każe obejrzeć wszystkie mostki uliczne; może zabójca wrzucił pod który swoją broń...
Jutro wieczorem przyjdź pan tu do mnie o szóstej dla zdania sprawy z tych poszukiwań.
— Zrozumiałem.
— Teraz może Pan odejść. Ale niech pan Jodelet zostanie.
— Teraz — rzekła do Jodeleta, usiadłszy znów przy biurku, na którem leżały przyniesione wykazy — przyjrzyjmy się razem nazwiskom podróżnych, którzy opuścili Paryż dnia 21 grudnia.
Wziąwszy papiery, zaczęła je układać.
W pierwszym okręgu znajdowały się tylko dwa nazwiska, komisanta wędrownego, mieszkającego w Lyonie i młodej kobiety z Bourget z dwojgiem dzieci i służącą.
Nad tem nie było co długo myśleć.
Potem przeczytała agentka głośno:
— Hotel Niderlandzki, ulica Garmont. Termitt (Juljusz), właściciel domu, urodził się w Ixelles, Belgijczyk, lat pięćdziesiąt. Przyjechał 8 grudnia, wyjechał 21. Papiery: paszport belgijski, wydany w Brukseli pod datą 5. grudnia.
Aime Joubert, skończywszy czytać, spojrzała na Jodeleta.
— No, w tem nie ma nic szczególnego — rzekł — to stanowczo nic. Przecież ten Juljusz Termitt nie może się tylko dlatego wydawać podejrzanym, że jest Belgijczykiem.
— A mnie to uderza i bardzo nawet — rzekła agentka.
— Dlaczego?
— Dlatego, bo wiem, że złoczyńca, którego podejrzewam, miesiąc temu znajdował się w Brukseli. Stąd wyjechał do Szwajcarji. Zresztą jutro się dowiemy, zanotuj sobie pan nazwisko i resztę i jutro w prefekturze poproś naczelnika policji śledczej, ażeby telegraficznie zapytał jednego z naszych agentów, czy dnia 5. XII wydany został paszport znanemu w Brukseli właścicielowi domu Juliuszowi Termitt i żądaj odpowiedzi również drogą telegraficzną.
Jodelet wypisał z wykazu wszystko, co dotyczyło Juljusza Termitt.
— Czy będziemy czytali dalej? — spytał.
— Nie. Skończę to sama. Potrzeba koniecznie, ażeby depeszę wyprawioną została jutro zrana, jeżeli teraz już za późno.
— Pójdę czemprędzej.
Wziął za kapelusz i wyszedł.
Aime Joubert znów się zajęła przeglądaniem wykazów.