Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To roztropnie z pańskiej strony. Czy protokół zaczął już pan pisać?
— Tak, ale bardzo krótko, bo nie badałem nikogo. Oto jest.
Gibray przejrzał go.
— Zaczniemy — rzekł. — A ponieważ nie mam z sobą pisarza, poproszę sekretarza pańskiego.
— Jest on całkiem na usługi pańskie.
— Przedewszystkiem — mówił dalej sędzia śledczy — trzeba wyjąć trupa z karety i umieścić go w jakiej szopie.
Stajenny Franciszek przyniósł wiązkę słomy — rozesłał ją na ziemi podwórza, a dwaj agenci nie bez trudności wyjęli z karetki trupa, który zupełnie już zesztywniał. Położono ciało na słomie, w górę podniósłszy głowę, tak, ażeby można było dobrze przyjrzeć się rysom twarzy.
Nieszczęśliwy mógł mieć lat pięćdziesiąt pięć. Włosy kasztanowate, z lekka przyprószone siwizną, twarz ogolona staranna, surdut, kamizelka i spodnie czarne, paltot koloru brunatnego, szal biały na szyji, kamasze zimowe z podwójnemi podeszwami prawie nowe, ot i wszystkie szczegóły powierzchowności. Skrzepniętą krew widać było na koszuli i na chustce.
Agent milczący, nieruchomy i uważny dotychczas, przystąpił do trupa, spełniając otrzymane polecenie i chciał odpiąć kamizelkę, gdy spostrzegł sznureczek jedwabny. Pociągnął go i z kieszonki pokazał się zegarek złoty.
— Zegarek kosztowny jest — odezwał się.
— Więc nie rabunek jest przyczyną zbrodni, albo też zabójca nie zdążył przeszukać swej ofiary.
Sędzia śledczy wziął zegarek z rąk agenta i przyjrzał mu się. Tymczasem Jodolet rozpiął koszulę i obnażył pierś nieboszczyka. Na lewej piersi przy sercu ukazała się duża rana osobliwszego kształtu.
— Zabójca ma celny wzrok i rękę mocną — zawołał Jodolet. — Dobre miejsce wybrał. Uderzył sztyletem o trójkątnem ostrzu. Śmierć była natychmiastową,
— Przeszukajcie kieszenie — rozkazał sędzia śledczy. — Może przy nieboszczyku są inne jeszcze rzeczy, po których dowiemy się czegoś o nim.
Jodolet spełnił polecenie. Nie tylko zrewidował, ale wyłożył nawet kieszenie paltota, surduta i kamizelki. Nie było w nich nic, prócz chustki białej do nosa, wcale nieznaczonej.
— Dziwna rzecz, że przy tym człowieku nie ma pugilaresu, ani żadnych papierów — rzekł Gibray.
Naczelnik policji pokiwał głową z miną zadumana, wiele jednak mówiącą. Jego to jakby nie dziwiło. Agent oglądał kieszenie spodni i nagle drgnął.