Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Cudem też nazwać się godziło jej nóżki, które śmiało mogłyby zająć miejsce na etażerce wśród drogocennych cacek.
Pod względem moralnym Waletyna przedstawiała szczególne połączenie najgorszych wad z najszpetniejszemu skłonnościami.
Dumna, zazdrosna, chełpliwa, roznamiętniona do zbytków i wszelkiego rodzaju uciech o tyle niezdolną była do rozsądnych myśli, o ile też i do prawdziwego przywiązania.
Zaślubiła Ludwika Bressoles, bo wiedziała, że jest na drodze bogactw i marzyła, że nim rządzić będzie według swego upodobania. — Niedługo czekała na rozczarowanie.
W kilka miesięcy zrozumiała Walentyna, że nigdy los nie połączył z sobą natur więcej niezgodnych jak jej i męża.
Zdecydowała się natychmiast, zaczęła szukać przyjemności po za domem i nie pozostawała obojętną na słodkie słówka wielbicieli.
Przyjście na świat córki zmartwiło ją zamiast ucieszyć.
Powiedziała sobie, że ta córka wyrośnie i włoży na nią obowiązki, od których mąż nie pozwoli jej się uwolnić i zawczasu już obawiała się takiego skrępowania.
Kiedy Marja opuściła pensję, matka była, dla niej chłodną, a rzeczywiście prawie nawet wstręt do niej czuła.
Wobec tej ślicznej, zachwycającej ośmnastoletniej dzieweczki; zdawało się jej, że musiała bardzo postarzeć i że już sama obecność córki stanie się dla niej przeszkodą do dalszego takiego życia, jakie prowadziła dotychczas, szalona.
— Trzeba temu, jak — można najprędzej poradzić — powiedziała sobie — ale jak? Jeden tylko widzę sposób: trzeba natychmiast córkę wydać za mąż. Do tego potrzebny jest jednak mąż, ażeby męża znaleźć, trzeba bywać w świecie. Niech tylko zobaczą Marję, to najgłówniejsza. Zanadto ładna i bogata, ażeby nie znalazła konkurentów. Pokazać ją światu, łatwo to powiedzieć, naturalnie, że nie będę z nią tam jeździła, gdzie wielbiciele moi mogliby mnie dla niej porzucić. Potrzeba więc, ażeby mój mężulek zrzucił z siebie niedźwiedzią skórę na pewien czas i otworzył dom u siebie. Dla mnie nigdy nie chciał tego uczynić, ale się zgodzi dla córki. — Przytem potrafię go do tego zmusić.
Zamiar ten powziąwszy, Walentyna natychmiast postanowiła przystąpić do wykonania jego.
— Pan jest w gabinecie? — zapytała mężowskiego kamerdynera.
— Przed pół godziną był — odpowiedział służący — i zdaje się, że wyszedł.
Ludwik chociaż porzucił zawód budowniczego, zachował dla niego upodobanie.
Codzień kilka godzin poświęcał na rysowanie planów pałaców, kościołów, teatrów, które istnieć miały tylko na papierze.