Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Wyrył sobie w pamięci nowe nazwisko tego człowieka, nazwę ulicy i numer domu, poczem stosując się do rozkazu tajemniczego korespondenta, zapalił świecę i papier obrócił w popiół, następnie ubrał się prędko i ciepło i wyszedł na bulwary.
Godzina schadzki była jeszcze daleko, ale Maurycy zamierzał wstąpić do kawiarni, ażeby napić się czekolady i przeczytać gazety poranne.
We wszystkich dziennikach powtórzona była wiadomość wczorajsza..
Niektóre dodawały od siebie:
„Podwójne śledztwo, rozpoczęto przez sędziego śledczego, Pawła de Gibray, toczy się dalej i dało już rezultaty bardzo ważne. Znane nam są niektóre szczegóły, wielce interesujące. Moglibyśmy o nich donieść prędzej, niż koledzy nasi, ale nie uczyniliśmy jednak tego, ażeby nie przeszkadzać śledztwu“.
— Naiwni dadzą się złapać na te stare sztuki — szepnął.
Bo kiedy gazety zapewniają, że nie piszą nic, chociaż wiedzą, to z pewnością nie wiedzą o niczem.
Gdyby wiedziały, powciągliwemi nie byłyby!
Podano czekoladę z koszykiem biszkoptów i bułek.
Maurycy prędko zjadł śniadanie, zapalił cygaro i udał się na ulicę Surennes.
Drzwi od sieni małego pałacyku otworzył mu Dominik, niemowa, przysłany Juliuszowi Termis przez fałszywego opata Meirrissa.
— Kapitan Van-Broke? — zapytał Maurycy.
Niemy usunął się, ażeby gościa przepuścić, potem naprzód poszedł i zaprowadził go do lokalu na parterze.
Minęli przedpokój i pierwszy pokój.
Po raz drugi znalazł się nasz młodzieniec wobec Lartigiusa, którego przebranie znane nam jest.
Ucharakteryzowanie było tak wyborne, że Maurycy cofnął się, myśląc, że się omylił.
— Wejdź kochany Maurycy i siadaj — rzekł Lartigues, wskazując na krzesło.
— Jakto? — zawołał Maurycy ze zdumieniem. — To pan jesteś?
— Tak, to ja!
— Zdaje mi się, że mnie pan nie poznał.
— Naturalnie! czyż podobna pana poznać?
To istny cud takie ucharakteryzowanie!
— Zachwyt pański pochlebia mi, bo widocznie jest szczery, ale to nie żaden cud, tylko zręczność. Uważałem za potrzebne zmienić skórę, przepraszam za wyrażenie — z powodu tej grubej awantury, w jaką nas pan wplątałeś.
Wie pan, że nas wezmą za wspólników pańskich, jeżeli pana zaaresztują.
— Spokojnie panowie żyjcie i śpijcie — odparł Maurycy, sia-