Strona:X de Montépin Tajemnica grobowca.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I owszem, a jak się załatwię z gospodarzem, poproszę pana napalić we wszystkich pokojach.
— Dobrze.
— Odźwierny otworzył okna i zdjął kartę przybitą nad drzwiami od ulicy.
— Teraz zaprowadzę pana do właściciela — rzekł...
— Ale czy go zastaniemy?
— Jego zawsze można zastać. Cierpi podagrę i jeżeli nie leży, to siedzi na fotelu. Dziwne życie, jak dla takiego bogatego człowieka, nieprawdaż?
— Udali się na ulicę Tronchet.
— Właściciel, schorowany starzec, kilka milionów posiadający, siedział, a raczej leżał w swym gabinecie, wyciągnąwszy nogę na poduszce przez kominkiem, na którym palił się tak suty ogień, że możnaby przy nim upiec całego wołu.
— Kontrakt chcę zrobić na trzy lata — rzekł, kiedy stróż objaśnił mu, o co idzie.
— Na lat trzy? — powtórzył Lartigues.
— Czy to konieczny warunek?
— O! konieczny.
— Zgadzam się, kiedy nie można inaczej.
I dodał Lartigues, wyjmując z puligaresu bilety bankowe:
— Zapłacę panu za rok z góry.
W Paryżu płaci, się za pół roku — odparł właściciel...
— Wiem, ale wolę zapłacić panu za rok. Podróżuję bardzo wiele i mogę nie być w Paryżu, kiedy nastanie czas płacenia, a byłoby mi bardzo nieprzyjemnie, gdybym na siebie ściągnął zarzut niepunktualności.
— Jak się panu podoba. Dam panu kwit i każę przygotować kontrakt, który podpiszemy jutro albo pojutrze. Przyślę go panu, jeżeli się pana zaraz sprowadzi.
— Sprowadzę się dziś jeszcze.
— Bardzo dobrze.
— Będzie pan łaskaw powiedzieć swe nazwisko.
— Jestem Walter van Broke.
— Holenderczykiem pan jesteś?
— Tak, a przytem dymisjonowanym kapitanem floty królewskiej.
— Jak pan pisze swe nazwisko?
Lartigues wyjął z kieszeni duży papier, złożony w ośmioro, rozwinął go i podał właścicielowi mówiąc:
— To mój paszport. Najlepiej odpowie on na pańskie pytanie.
Właściciel zanotował nazwisko i stan mniemanego Vaun-Brock, poczem dał kwit na ośm tysięcy franków.
Schowawszy paszport i kwit, Lartigues pożegnał gospodarza i wyszedł z odźwiernym, wsunąwszy mu do ręki pięć luidorów.