Strona:X de Montépin Marta.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

niebezpieczeństwo, któregobyś się pan zawsze lękał, a które dla mnie nie istnieje. Stawiaj pan mężnie czoło wszelkim burzom, a zwłaszcza tym, które mogłyby nadciągnąć z Niemiec, a ja panu zapewniam powodzenie! Śpij pan spokojnie i nie trwóż się snów.
— O! ta pieczątka, ta pieczątka! wyszeptał Robert, jakby wcale nie uspokojony.
— Ona pana ciągle zajmuje jeszcze? kto będzie mógł panu dowieść, że ona pochodzi od pana?
— Weronika Sollier. Słyszałem od pana, że jej wyleczenie nie jest niemożebne.
— Tak, ale dodałem, że operacja bardzo niebezpieczna może narazić jej życie, na co ona odpowiedziała, że chce żyć i że dlatego nie poddałaby się operacji. Nabierz więc pan otuchy! Głowa do góry! Ja tylko znam pańską tajemnicę i możesz pan być pewny, że nie będę się nią posługiwał przeciw panu.
— Jedno pytanie. Czy wnuczka ślepej może teraz pamiętać, co się działo przed chwilą?
— Ona nie może nic pamiętać. Po obudzeniu, zapomniała o wszystkiem.
— A więc w dniu, kiedy zniknie to dziecko, które o mało co nie zgubiło mnie, dam panu sto tysięcy franków.
— To przygotuj pan już te sto tysięcy franków.
— Ale pan jesteś znany i wszędzie, gdzie będziesz się popisywał tem dzieckiem, zauważą cię i będą mogli aresztować.
— Dziecko nie będzie się wcale pokazywało publiczności. To pomysł nie mój, ponieważ należy do do-