Strona:X de Montépin Marta.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szcze medium nie było bardziej jasnowidzące.
— Czy mogę teraz zapytać o to, czego chciałabym się dowiedzieć? odrzekła Weronika.
— To byłoby daremne, odparł doktor.
— Dlaczego?
— Ponieważ pani winnaś mówić ze mną, a ja powtórzę zapytania pani. Najprzód jednak muszę zaprowadzić łącznik między nią i osobą, którą chcesz poznać.
O’Brien oparł szmaragd pieczątki na czole Ewy Mariani i rzekł do niej:
— Rozkazuję ci widzieć i rozkazuję ci odpowiadać. Do kogo należy ten klejnocik?
Odpowiedziała ale nie rzekoma jasnowidząca.
Od chwili Marta, siedząca na pierwszym schodku estrady, miała oczy dziwnie wlepione w jeden punkt, jakby patrzyła po za swoją istotę. Zaledwie magnetyzer wypowiedział te wyrazy: Do kogo należy ten klejnocik? gdy córka Germany podniosła się i głosem, jakby nie jej własnym, wyszeptała:
— Do mordercy pana Ryszarda Verniere.
— Bądź cicho, dziecko! rozkazał Amerykanin. Nie mąć tajemnic, których jesteś świadkiem, ale których nie możesz zrozumieć!
— Nie każ mi milczeć, odparła dziewczynka, a ton jej stawał się pewnym i głos stanowczym, przeciwnie, każ mi mówić, bo tylko ciało moje pozostało przy panu, dusza moja unosi się w przestrzeni, zdała od tego ciała uśpionego, a oczy moje widzą, czegoby oczy na jawie widzieć nie mogły.
Oszołomiony tą odpowiedzią, wyrażoną w takich sło-