Strona:X de Montépin Marta.djvu/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Byłoby to samo.
— A przecież nie jesteś pan szarlatanem?
— Zapewne! Ale, powtarzam panu, żeby osiągnąć rezultaty, o których pan mówisz, potrzeba magnetyzera, obdarzonego pierwszorzędną władzą magnetyczną i osobnika, prawdziwie jasnowidzącego. Magnetyzer istnieje, to ja, ale osobnika brak!
— Więc pańska jasnowidząca?
— Ewa Mariani jest piękną dziewczyną, bardzo inteligentną, odgrywa swą rolę z rzadką doskonałością, daje mi odpowiedzi, jak wielka komedjantka, ale mało jest podatna magnetyzmowi. Nie bój się pan o swe bezpieczeństwo.
O’Brien z przyciskiem wymówił ostatnie wyrazy.
Robert się zatrząsł.
— Moje bezpieczeństwo! powtórzył głosem drżącym, pojmując, że przestrachem zdradził się przed Amerykaninem. To co pan przypuszczasz?..
— Ja nie przypuszczam, jestem pewny! Czy masz mnie pan za głupca? Ten przedmiot, który się zarzucił na placu zbrodni, a którego się obawiasz, to pan zgubiłeś w fabryce w Saint-Ouen, w nocy z 1. na 2. stycznia.
— Milcz pan, milcz, wyjąkał bratobójca, drżąc całem ciałem.
— Nie lękaj się pan niczego. Tu mnie nikt nie może słyszeć.
— Mylisz się pan, przysięgam!
Magnetyzer wzruszył ramionami.
— Nie trudź się pan z zaprzeczeniem, wyrzekł na-