Strona:X de Montépin Marta.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zacny kataryniarz siedział z Martą na ławce w korytarzu, gdy ujrzał biegnącego, jak szalonego, Henryka Savanne do gabinetu sędziego śledczego, zkąd wyszli w kilka minut później Robert Verniere, Klaudjusz Grivot i kasjer Prieur. W chwilę później ukazała się Weronika. prowadzona przez sekretarza pana Savanne.
— Jesteśmy tu, pani Sollier, rzekł Magloire, a dziecko skoczyło na szyję babki.
Ociemniała podziękowała sekretarzowi i ujęła jedyne ramię mańkuta, a ten ją poprowadził do dorożki, mającej ich zawieźć do Saint-Ouen.
Weronika opowiedziała mu, co znane już jest naszym czytelnikom. Majątek dziewczynki był ostatecznie stracony, ponieważ otrzymano złowrogą wiadomość o śmierci kapitana okrętu. Jedno tylko pozostawało: Odnaleźć morderców, dzięki brelokowi, który pan Savanne oddał jej na trzy dni, i w razie powodzenia tych poszukiwań, zobaczyć, czy nie będzie można odebrać od nich skradzionych pieniędzy. Ale to wydawało się bardzo wątpliwem.
— Liczyć na to byłoby czystem szaleństwem, moja dobra pani Sollier, odparł kataryniarz, nie myśl już o tem. Teraz trzeba się postarać, ażebyśmy mieli byt skromny i życie, o ile można, spokojne, i zaoszczędzić pani i Marcie wszelkich przykrości. To już moja rzecz. Z pewnością się pogodzimy. Mam ja projekt, który pani później opowiem, a nawet może lepszy pod względem skutku, niż szukanie wiadomości u ludzi jasnowidzących.
— To ty, Magloire, nie wierzysz w jasnowidzące? zapytała niewidoma. To tak jak i sędzia śledczy.